O Ośmiornicy
News
Turnieje
Relacje
Ligi Lokalne
Kampanie
Zdjęcia
Członkowie
Regulamin
Forum
Macki Wojny


Relacje z turnieju WH 40k "MINI WARS",
który odbył się we Wrocławiu 23 i 24 stycznia 2010.!

1. Relacja Karoliny
2. Relacja Tomka Jardziocha
3. Relacja MJ (Reksia)
4. Zdjęcia z turnieju: Link1, Link2, Link3



Relacja Karoliny

Do Wrocławia na turniej Warhammera 40K pojechałam w piątek samochodem w towarzystwie Karda. Droga całkiem przyjemna (niestety Karol raczej nie wspomina jej za dobrze – biedak musiał czekać 128km żeby skorzystać z toalety;) udało mu się to dopiero we wrocławskim akademiku, jednak najpierw czekał go szalony bieg przez zaspy do celu;) widok uroczy:D). Pierwszą noc przed turniejem spędziliśmy w akademiku u koleżanki Karda, która żeby było zabawniej tego samego dnia pojechała do Holandii;). Korzystając z okazji, że we Wrocławiu byliśmy dość wcześnie poszliśmy sobie na mały spacerek po okolicy. Oczywiście nie obyło się bez zgubienia drogi (Karol prowadził i utrzymywał przez całą drogę, że wie dokąd idziemy;)) - po raz pierwszy miało ono miejsce na skrzyżowaniu przed samym akademikiem;). Zamiast dotrzeć na rynek w przeciągu pół godziny, my wybraliśmy trasę bardziej okrężną i o wiele dłuższą czasowo (1,5h), ale było warto;).
W sobotę do Leśnicy wyruszyliśmy o 8,05. Jako, że z wywiadu środowiskowego dowiedzieliśmy się, że wrocławskie tramwaje się nie psują droga zapowiadała się długa, ale przyjemna. Po kilku przystankach okazało się, że naszą podróż zakończył.. zepsuty tramwaj jadący tuż przed nami;P (swoją drogą to wyjątkowo dziwne uczucie utknąć gdzieś w obcym mieście, nie wiedząc jak dotrzeć do celu, w przypadku gdy środek lokomocji odmówi posłuszeństwa). Kard na szczęście zachował zimną krew i wypytał motorniczego o dalszą drogę. Po spokojnej i opanowanej wymianie zdań pędziliśmy już na następny tramwaj. Ten zawiózł nas już do celu bez problemów.
Zamku leśnickiego nie musieliśmy długo szukać. Z jego okna na dzień dobry przywitał nas kolega Karola z Ośmiornicy – Tomek. Łódzka ekipa w liczbie 7 (z nami 9Wink) opanowała małą narożną wieżyczkę. Miejsce całkiem przytulne i co najważniejsze ciepłe. Na terenie zamku nie można było spożywać alkoholu, czego od początku nikt nie przestrzegał (mam tu na myśli ogół zebranych;)). Koledzy Karola przyjęli mnie wyjątkowo ci
21:19:38
początku obawiałam się, że będę się czuła wyobcowana, ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Mimo, że nie za bardzo mogłam się wypowiedzieć na temat gry (a wszystkie rozmowy ograniczało się właśnie do Warhammeta 40K;)) nie czułam się dziwnie, a nawet z chęcią słuchałam tego o czym mówili. Chwilami nawet zaczynałam wiedzieć, o co we wszystkim chodzi;).
Turniej miał się rozpocząć o 10 jednak organizatorzy nie wyrobili się w czasie i w rezultacie było spore opóźnienie. Na plus można zaliczyć fajnie wykonane makiety, które licznie zapełniły stoły do gry. To, co zaobserwowałam u graczy w trakcie trwania turnieju to ogromna pasja i zaangażowanie w to, co robią. Wielokrotnie miałam wrażenie, że armie nie są dla nich jedynie kawałkiem plastiku czy metalu, ale częścią ich samych. Bardzo spodobał mi się ich świat;). Przywiązanie do modeli nie oznaczało oczywiście skrajnego fanatyzmu;) choć zdarzały się wyjątki. Dla wielu graczy turniej był dobrą zabawą i możliwością na poznanie nowych ludzi i systemów bitewnych. Zdarzali się jednak i tacy, dla których wygrywanie było jedynym celem imprezy. Można się więc domyślić, że nie odbyło się bez kłótni, ale z tego co zaobserwowałam były to przypadki znikome. Częściej widywałam uśmiechniętych i żartujących ze sobą ludzi. Robiąc zdjęcia nie miałam za bardzo czasu przyjrzeć się poszczególnym graczom i ich armiom, ale ogólne wrażenie jest jak najbardziej pozytywne. Wiadomo, że największe emocje (i niekiedy spięcia) towarzyszyły graczom na stolikach oznaczonych numerami pierwszymi – tam też grali ci, którzy byli w ogólnym rankingu najwyżej. Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, że reszta się nie starała – miałam na myśli raczej, że wśród tych graczy panowała bardziej rodzinna atmosfera:).
Po zakończeniu pierwszego dnia turnieju wszyscy uczestnicy w większych lub mniejszych grupkach rozmawiali oczywiście o Warhammerze 40K;). Można było posłuchać sobie jak komu przebiegały bitwy, z kim grali, jakie mieli ogólne wrażen
21:19:38
pierwszym dniu zmagań. Zresztą każdy możliwy temat do rozmów był podciągany pod gręWink (cytat „na 2+ pijemy!” – kolega wyrzucił 1Wink). Siedząc i słuchając chłopaków miałam wrażenie, że znajduję się w przedszkolu dla dużych dzieci:DWink. Było to niesamowite uczucie, które zaowocowało tym, że całą noc śniły mi się jakieś różne bitwy;). Wolę się nie zastanawiać, czy było to normalne..Wink.
Niedziela. Wstać rano było ciężko i to zapewne nie tylko mnie;). Niestety na drugim piętrze wizualnie i zapachowo nie było zbyt ciekawie. Ale pozwolę sobie tego nie komentowaćWink. Pierwsza bitwa minęła z tego co zauważyłam większości graczy całkiem leniwie;). Moją ulubioną bitwą (a przyznam, że wielu z nich nie zapamiętałam) był pojedynek pomiędzy Michałem i Rafim (oboje z łódzkiej Ośmiornicy;)). „Krew lała się strumieniami, walka była zacięta.. niestety.. obu panom zabrakło benzyny i nabojów, co wymusiło koniec rozgrywki”Wink. Oczywiście rezultat bitwy to remis;). Kolejna i ostatnia bitwa turnieju była najfajniejsza na dalszych stołach. Również i tego dnia to wśród graczy znajdujących się niżej w rankingu panowała przyjemniejsza atmosfera. Uśmiechy, żarty, koleżeństwo – nic dodać nic ująćSmile. Walka na szczycie – emocje, nerwy, liczne nieporozumienia – całkiem inny, co oczywiście nie oznacza, że gorszy świat.
Cały wyjazd wspominam ciepło i miło. Bawiłam się naprawdę świetnie, co zawdzięczam głównie Karolowi i jego kolegom, za co chciałam im bardzo podziękować. Uważam, że spędziłam bardzo przyjemny i ciekawi weekend. Mam nadzieję, że będę mogła jeszcze kiedyś pojechać na tego typu imprezę i że znajdę wtedy więcej czasu na zapoznanie się z zasadami gry, które wydają mi się niezwykle ciekawe:).


Relacja Tomka Jardziocha

Co do wrażeń ogólnych: Miejscówka w miarę porządna, zameczek, który mieliśmy właściwie na własność, zaraz po przyjeździe zagarnęliśmy basztę dla OŁ, następnie w ramach ekspansji zajęliśmy na własność całe najwyższe piętro Very Happy Nie było tam stołów, nikt nie wiedział, że jest tam toaleta, więc było tam aż do końca czysto i kulturalnie, a ponadto były fotele, z których pozdejmowaliśmy siedziska i oparcia, dzięki czemu mieliśmy eleganckie materace! Przy okazji nie budziło nas nocne prucie mordy, odgłosy osób nie utrzymujących alkoholu w sobie i inne turniejowe dźwięki (co skutecznie nadrabiałem chrapaniem Wink ). Także od strony logistycznej się zabezpieczyliśmy pięknie. Bardzo sympatyczny był również nasz ośmiorniczany skład, świetnie mi się gadało z Mackami zarówno podczas drogi na turniej jak i podczas samej imprezy. Szczególnie miło wspominam obecność Karoliny, dziewczyny Karda przez cały czas trwania imprezy. Po pierwsze człowiek zawsze jakoś się lepiej czuje, gdy wokół nie ma samych facetów wszędzie, po drugie zawsze jakoś tak spokojniej się ludzie zachowują, gdy kobieta jest w pobliżu, po trzecie Karolina jest po prostu bardzo sympatyczna Smile Jeśli chodzi o osoby spoza Łodzi była bardzo liczna ekipa spoko ludzi, których znam i cenię: Afro, Wołek, Arrdian, Skark, Michał, miałem też okazję poznać wiele nowych osób. Trzeba przyznać, że nocna impreza naprawdę była udana i bawiłem się bardzo dobrze.

Co do organizacji turnieju: gdy wybiła godzina zapisów żaden stół nie był jeszcze postawiony, nie mówiąc już o terenach czy krzesłach. Także w czynie społecznym z piwnic zamkowych wnieśliśmy stoły i blaty, pojawiły się tereny i z dużym opóźnieniem w końcu ruszyły zapisy. A propos terenów: były raczej słabe biorąc pod uwagę jakość, pojawiły się dziwnie wielkie obeliski (wysokość 24 cale (czasem więcej!), podstawa o kształcie koła o promieniu 8-12 cali (!!!), były też jakieś dziwne tereny w formie podstawk i paru kamorów (niby ruina) i praktycznie zero prawdziwych ruin i budynków. Regulamin też w sumie pozostawiał wiele do życzenia, szczególnie astronomiczne ilości VP do zdobycia, które premiowały osoby grające po 4 bitwach ze słabym graczem, można było spokojnie ugrać 22 punkty i przegonić dziesiątki lepszych osób, które grały między sobą i gdzie wyniki były bardziej remisowe (nie ukrywam, że to zauważyłem spadając ze stołu 4tego mimo ugrania 10 pkt na miejsce 15 (z modelarki miałem 16/22 czyli też nieźle)... Nie było też kontroli nad osobami, które pić nie powinny, bo widać, że nie umieją i potem cierpią ( a rano cierpi każdy, kto ma nos). No i ostatnia sprawa: koszt wynoszący 45 zł - trochę dużo biorąc pod uwagę, że oprócz turnieju była herbatka i trochę pieczywa tostowego. Ale zamek to zamek, za imprezę na takowym na pewno zapłacić trzeba. Za to nie da się ukryć, że imponować mógł karlavant, który sędziował, organizował, ogarniał inne osoby z Wrocławia (obsługa kompa, drugi sędzia, kontakty z obsługą Zamku itp itd) oraz na wielki plus zasługuje przesympatyczna narzeczona organizatora, która przeprowadziła z wielką wprawą ocenę malarską i umilała swoją obecnością turniej graczom Wink


Co do rozpiski: trochę bym w niej zmienił, ale założenia spełniała we wszystkich płaszczyznach. Niestety nie mam strzelania na zasięg i nigdy mieć nie będę wystarczająco, albowiem w IG jest ono na pojazdach... Na pewno zawiódł mnie Mistrz Niecelności, który oprócz 1 strzału nic nigdy nikomu nie zrobił. Caliduska nie potrafi zaś zdawać Invów i ginie mi niczym szmata w tłumiku Karlavanta (taki dowcip zrozumiały jedynie dla ekipy samochodowej Wink ) W każdym bądź razie, miałem taką rozpiskę:

Rozpiska:
Company Command Squad 100
- Lascannon
- Master of Ordnance

Ordo Malleus Inquisitor Lord 82
- Auspex
- Psychic Hood
- Emperor's Tarot
with Retinue 96
- 3 Warriors (3 Plasamguns)
- 3 Mystics
- 3 Familiars

8+1 Battle Psyker Squad 100

Callidus Assassin 120

5 Storm Troopers 105
- 2 Meltaguns

Platoon Command Squad 47
- Bolt Pistol
- 3 Flamers

Infantry Squad 55
- Mortar

Infantry Squad 55
- Mortar

Heavy Weapons Squad 75
- 3 Autocannons

Heavy Weapons Squad 105
- 3 Lascannons

Special Weapons Squad 75
- Demolition Charge
-2 Meltaguns

Special Weapons Squad 75
- Demolition Charge
-2 Meltaguns

Veterans Squad 125
- 3 Plasmaguns
- Heavy Bolter

Veterans Squad 125
- 3 Plasmaguns
- Heavy Bolter

Veterans Squad 170
- 3 Plasmaguns
- Gunnery Sargenat Harker

Sentinel 40
- Autocannon


Co do bitew:
Żadnej bitwy nie rozegrałem z graczem łódzkim, co liczy się na plus (nie mam nic do graczy łódzkich, ale jeśli jedzie się do Wrocławia, to żeby pograć z ludźmi z całej Polski, a nie ze znajomymi z podwórka). Wszyscy gracze coś sobą reprezentowali, co oceniam bardzo dobrze, przy każdej bitwie musiałem się wysilić znacząco, żeby coś ugrać. Kheed - Top10 bodajże, standardowe IG, niezły gracz z Krakowa. Kolega z Necronami - nie pamiętam jak się nazywał, ale po bitwie ze mną wygrywał kolejne bitwy, więc aż tak słaby nie był. Trej - autor Codexu Lost and the Damned, na którym to zresztą Codexie grał - mocna ropziska i niezły poznański gracz. Marios - nie trzeba chyba przedstawiać? Piąty na turnieju był. No i na koniec Afro, myślę, że również przedstawiać nie muszę Wink

No i najważniejsze : wszystkie bitwy były bardzo przyjemne, dobrze mi się grało, a przeciwnicy mimo dążenia do zwycięstwa na każdym kroku pokazywali, że można grać dla przyjemności i fair play.

1. Bitwa - Kheed - IG

2 Hydry, 2 Hydry, Manticora (wieżyczka sama z IA), Vendetta, Veterani z 3 Meltami w Chimerze, Veterani z 3 Meltami w Chimerze, Veterani z 3 Flamerami w Chimerze, Psykerzy w Chimerze, Company Command Squad ze snajperkami i Oficerem Floty, Penal Leginaires Squad, Platoon Command Squad z Flamerami, 2 Infantry Squady z Autocannonami
Rozstawienie: Dawn of War
Scenariusz: to co przeżyje ponad połową oddziału warte swoje VP x2.
Scenariusz premiował przeciwnika, jako że wystarczałoby, żeby stał na swojej krawędzi i pruł z Hydr, Vendetty, Manticory i Multilaserów i broni ciężkich. Dzięki Dawn of War i błędowi przeciwnika (nie wystawił się na maxa pod mój las, czym ograniczyłby mi wystawienie broni ciężkich) mogłem wystawić się trochę bliżej oddziałami z plutonu i podejść veteranami w pierwszej. Bitwa nudna w opisie: mnóstwo strzelania, kombinowania, outflanki i walka ząb za ząb, on mi zje oddział, ja jemu drugi. I tak do końca. Okazało się niestety, że jemu przeżyło o lekko ponad 100 pkt więcej i dzięki scenariuszowi:
Końcowy wynik: 9:11
Man of the Match: Heavy Weapon Squad Autocannonów - zdjęli 3 transporty przed śmiercią!
Loser of the Match: MC (Mistrz Niecelności - Master of Ordnance) - bo nic nie trafił


2. Bitwa - Kolega grający Necronami, niestety dane osobowe zapomniałem Confused
Monolit, 3 deski, 3 deski, 2 ciężkie deski, ciężka deska, lord (nie wiem co miał oprócz Orba! Razz ), 10 warriorów, 10 warriorów, 16 warriorów
Scenariusz: każdy scoring w deployu przeciwnika 540 pkt
Rozstawienie: Pitched Battle
Przeciwnik rozważył opcję strzelania się na 24 cale ze mną (wygrał rzut, więc jakby zaczynał, to byłbym pierwszy w strzelaniu na 24 cale, bo on musiałby podczłapać), ale oddał mi inicjatywę i schował wszystko do rezerwy. Ja przez 2 tury biegłem jak głupi do przodu rozstawiając się coraz szerzej tak, by na moich tyłach nie było miejsca na Monolit (wiedziałem, że na to liczy mój przeciwnik, albowiem mógłby walić dyskoteką (każdy oddział w 12" od monola dostawał by d6 strzałów z S5 AP4, co dla IG jest zabójcze) i wysiadłby z monola 16tką warriorów z Lordem, co byłoby tragedią dla mojej gwardii.). Tak więc po 2 turach miałem ponad połowę stołu zastawioną gwardzistami i w dodatku wielki (olbrzymi!) obelisk, który blokował mu kawałek jego połowy. Potem zaczęły wchodzić jego oddziały, po kolei niszczone przez moje ataki, które polegały na skierowaniu ognia całej armii na 1 oddział, żeby zabić do końca dzięki czemu nie będzie mógł wstać. Ewentualnie jeśli coś weszło z rezerw w zasięgu psykerów zabijałem paru Necronów i obniżałem im liderkę i patrzyłem jak uciekają za stół. Bardzo dobrze rozegrałem uniemożliwianie wstawiania ( np szarża kurczakiem tylko po to, by odciągnąć deski od martwych kolegów, dzięki czemu tamci nie mogli wstać, bo deski odeszły na więcej niż 6 cali), i gdy spadł monolit z rozkazów otoczyłem go tak, by nie mogli wysiąść Warriorzy z Lordem, dzięki czemu jedynym modelem został Monolit, co oznaczało Phase Out
Końcowy wynik: 22:0 (cel drugorzędny zdobyłem)
Man of the Match: Psykerzy - wyganianie 10tek Necronów za stół nigdy nie było tak proste!
Loser of the Match: MC (Mistrz Niecelności - Master of Ordnance) - bo nic nie trafił


3. Bitwa - Trej - Lost and the Damned
Defiler, Defiler, 2 Sentinele z Laskami, 2 oddziały po 5 gwardzistów (flamer, melta) z ikoną w transportach, 2 oddziały po 10 gwardzistów z autocanonami i ikonami, 14 bloodletterów, 10 demonetek, Greater Deamon, Great Unlean One, 3 Aspiring Championów Chaosu, Griffon
Scenariusz: każdy posiadany Troops pod koniec bitwy to +540 pkt
Rozstawienie: Pitched Battle
Bitwa, w której miałem przewagę: u mnie 10 troopsów, u przeciwnika 4. Za to z drugiej strony dobry gracz znający swoją armię (pisał do niej codex) i obyty z gwardią jako taką. Ponadto nie mający nic do stracenia, czasem tacy przeciwnicy są najciężsi do pokonania. Tak więc nie bawiłem się w filozofię: stałem i strzelałem. W pewnym momencie przeciwnik był już koło mnie, ale dzięki mistykom i rozstawieniu warstwowemu odbiłem fale przeciwników lejących się na mnie. Na sam koniec mało brakowało, aby defilery, które biegły do mnie i do których nie miałem jak strzelać (Auto- i Lascannony były zajęte strzelaniem do monstrusów tuż przy mojej armii...) nie doszły, ale roztropnie wepchnąłem w 1 z nich Inkiego z obstawą: on miał 3 ataki na 4+ trafiające co turę, a ja 10 woundów i zdawanie Liderki. Ogólnie rzecz biorąc bitwa wyglądała bardzo epicko: morze heretyckich zastępów rozbijające się o opokę złożoną z Gwardzistów Imperialnych Very Happy
Końcowy wynik: 22:0 (cel drugorzędny zdobyłem)
Man of the Match: Infantry Squad z moździerzem, który 1 strzałem z mistycznej przepowiedni zabił 10 demonetek, które by wpadły po DSie w moje linie...
Loser of the Match: MC (Mistrz Niecelności - Master of Ordnance) - bo nic nie trafił


4. Bitwa - Marios - CSM
3 Oblity, 3 Oblity, 3 Oblity, Lashujący Książę, Lashujący Książę, Greater Deamon, 5tka CSM z meltą w Rhino, 5tka CSM z flamerem w Rhino, 5tka Plagasów w Rhino
Scenariusz: trzy znaczniki, po 1 w strefach rozstawienia graczy (po 840 pkt) i jeden na środku stołu (za 1080)
Rozstawienie: Spearhead
Na środku stołu olbrzymi monstrualny obelisk (wysoki na 30 cali, podstawa o średnicy koło 18 cali), za którym przeciwnik schował swoją armię. Bitwa w sumie wyglądała na szarpaninę, ja coś urwałem jemu, on coś mnie. Niestety nie udało mi się zabić ostatniego Plagasa, dzięki czemu w ostatniej turze dobiegł do objectiva na środku i bezpieczny za górką zdobył 1080 pkt. Naprawdę dużo kombinowania było, szachowania się nawzajem, niestety przeszkadzał mi mój Inki Lord, bo nie chciało mu się zbijać mocy psychicznych: Marios 3 razy rzucił 2 i raz rzucił 1 na test Psychic Hooda, a ja 3 razy nie odbiłem Very Happy To plus moja głupota podczas wystawiania Calliduski sprawiły, że nie udało mi się ugrać remisu ( zamiast spalić 4 CSMów zwykłych, ewentualnie dobić w CC połasiłem się na Oblity. Gdybym zabił tych 4 kolesi miałby na stole tylko 1 troopsa (ten plagas pojedynczy) i nie zająłby obu znaczników.) A tak to:
Końcowy wynik: 5:15
Man of the Match: dzielny Special Weapon Squad z meltami: pod osłoną obelisku podkradli się i zniszczyli Rhino z zawartością (udane Death or Glory i potem walizka!) i zadali jakieś rany demonowi.
Looser of the Match: ja, albowiem w ogóle nie wiem o czym myślałem stawiając Caliduskę. Chyba przeciwnik mnie onieśmielił, bo zupełnie bez sensu zagrałem... No i również: MC (Mistrz Niecelności - Master of Ordnance) - bo nic nie trafił

5. Bitwa - Afro - SW
Lord na Wilku, Psyker (Szczęki, LL), Lone Wolf w terminatorce, 4 oddziały po 8 GH z meltami, mark of wulfem i sztandarami w rhinosach z dokupionymi WG z combi meltami i fistami, 2 paczki Long Fangów z missile launcherami
Scenariusz: 5 znaczników po 540 pkt
Rozstawienie: trójkąty.
Widząc gotowe do jazdy Rhinosy i 2 przekoksów do walki wręcz trochę się bałem, więc wystawiłem się daleko dość, ponadto zinfiltrowałem Veteranów po lewej flance (armia moja stała na prawej). Pierwsz tura przyzwoita: 1 Rhino zniszczone, drugie immobil. On naprawił immobila, a resztą jechał. Następnie ja strzeliłem, coś tam popsułem i on znowu podszedł i podjechał. I zaczęły się, jak to Afro stwierdził, dożynki Very Happy Kombinacje różnego rodzaju, karmienie jego oddziałów śmieciem, po czym kontra z plazm, potem jego rekontra w szarży na plazmy. Potem ja znów podsuwałem na pierwszą linię śmiecia i waliłem z drugiej z plazm. Mnsótwo kombinacji i myślenia. Monstrualnego farta miał Lord na wilku, który stojąc już na 1 ranie przyjął z 9 Invów na 3+ i z 6 savów na 2+ na klatę... Cała armia strzeliła i nic, było to naprawdę smutne... W 4tej turze było już słabo, ale wtedy stało się coś niemożliwego: master of ordnance trafił! (wcześniej wbrew temu co pisałem też zdarzyło mu się trafić pojedyncze modele, ale do tej bitwy miał na koncie zabite 36 pkt w sumie, więc uznałem, że to się nie liczy Wink ) I to trafił tak, że zabił 3 kolesi z jednego trzyosobowego oddziału i zabił 1 z dziewięcio-osobowego oddziału czym sprawił, że padli na glebę, co dało mi całą turę na dobicie reszty zagrożeń przy mojej linii. Niestety potem wrócił pech i tych 8 kolesi przez 2 fazy strzelania nie wybiłem i zajęli znacznik, drugi trzymał jakimiś niedobitkami z rhinosa po swojej stronie. Gdyby była ostatnia tura, to zająłbym 3 znaczniki i zabiłbym jego niedobitki trzymające znacznik koło mnie. Ale tury nie było i skończyło się jak widać poniżej. Ewidentnie najlepsza bitwa, cały czas coś się działo, były zwroty akcji, emocje i dobra, kombinacyjna bitwa, jakich często się teraz nie widuje. Szkoda tylko wyniku, bo żeby oddać sprawiedliwość, to musiałby być remis...
Końcowy wynik: 10:14 (obaj mieliśmy drugorzędne cele zrobione)
Man of the Match: Veterani sierżanta Harkera, którzy wystrzelali samodzielnie oddział GH w 2 tury i przyjęli na klatę szarżę Psykera wilkowego, po czym bez żenady go utłukli na kolbach Very Happy No i oczywiście Mistrz Niecelności za opisaną już akcję!
Loser of the Match: Psykerzy, którzy na 6 prób obniżenia liderki przeciwnikom (każda udana kończyłaby się wygonieniem spanikowanego przeciwnika) tylko raz zdali Psychic Test na Ld 9...



Podsumowując:
Naprawdę dobre bitewki, strategicznie i jeśli chodzi o przyjemność z gry. Na Vp wygrałem każdą oprócz pierwszej, więc muszę przyznać, że nie byłem free fragiem jakimś. Zająłem 15te miejsce na 64 osoby, co wydaje się być nie najgorszym rezultatem. Jednakże po grze na drugim i czwartym stole czuję pewien niedosyt, myślę, że gdyby nie moja głupota w grze z Mariosem, to stać by mnie było na top 10 ( a dokładniej miejsce 10te Wink ). Ale i tak jest super, jak na piechotną gwardię Razz


Inwazja na Mini-Wars (czyli jak KMGBOŁ nie zamieszał w krajowej czołówce Razz)
tekst: MJ (Reksio)

Wszystko zaczęło się od niechęci do Stolicy. Wiedzeni odwieczną antypatią do miasta, gdzie widać już wielki świat i Zachód (bo przecież jeśli coś jest inne, to trzeba na to napluć, a potem to zadeptać), zdecydowaliśmy się zawojować inny turniej, który odbywał się w podobnym terminie - Mini-Wars we Wrocławiu.

Wyruszyliśmy ultra-wcześnie rano. Jeszcze nie zapiał pierwszy kogut, a dzielna ekipa z Łodzi tłoczyła się już w samochodzie Tomka, zakładając sobie wzajemnie nogi na ramiona tak, że oglądana zzewnątrz przypominała ludzką kostkę Rubika. Trasa, mimo naszych obaw, okazała się jednak zupełnie znośna i po niespełna czterech godzinach byliśmy na miejscu (obserwując po drodze zwyczaje autochtonów - np. słynny wrocławski żart, polegający na wpychaniu sąsiadom szmat w rury wydechowe ich samochodów).

To co zastaliśmy na miejscu, niestety trochę nas zmartwiło. Okazało się bowiem, że stoły nie były jeszcze rozstawione. Ba, nie były nawet wniesione na 1 i 2 piętro, gdzie miał odbywać się cały turniej (do uczestnictwa w którym zgłosiło się 60+ osób). Niemniej jednak, z pomocą żądnych krwi i zniecierpliwionych graczy, problem ten został dość szybko zaadresowany i turniej ruszył pełną parą.

Tego dnia nie mieliśmy już praktycznie chwili wytchnienia (oprócz przerwy obiadowej) - cały czas turlaliśmy kostkami i przesuwaliśmy figurki. Ostatnie bitwy kończyliśmy ok. 20tej, co oznaczało, że nawet na symboliczne piwo mamy mało czasu. Okazało się jednak, że na symbolicznym piwie nie wszyscy skończyli i część z nas poszła w tęgie tany. Ja niestety wymiękłem (chodzenie o 22 spać nie sprzyja kondycji prawdziwego imprezowicza) i straciłem przytomność ok 23. W nocy budziły mnie tylko czasem odgłosy chrapania Tomka, jakiegoś smoka piętro niżej oraz latających stołów i bełtów.

W niedzielę wstaliśmy rześcy i radośni, oceniając fachowymi spojrzeniami spustoszenia poczynione przez uczestników turnieju. Wyszło na to, że jako jedyna grupa, nie narobiliśmy wiochy na naszym piętrze! To, co zobaczyliśmy na niższych piętrach było nieco niepokojące, gdyż przynajmniej jeden ze stołów został przykryty ogromnym, śmierdzącym blastem, a kilka innych zostało zniszczonych. Nieustraszony organizator jednak zaczął działać szybko i wraz ze swą uroczą narzeczoną szybko przywrócił stoły do stanu używalności. Od tego momentu czas leciał tak szybko, że nim się obejrzałem, kończyłem już ostatnią bitwę, pakując figurki, a za chwilę tęsknym wzrokiem oglądałem się na Centrum Kultury "Zamek" we Wrocławiu.

Turniej Mini-Wars oceniam osobiście na 3/5, gdyż trochę jednak brakowało czuwającego nad organizacją i uczestnikami człowieka z batem. Niemniej jednak, Karlvant jako jedyny prawdziwie zaangażowany organizator dość szybko naprawiał wszelkie niedociągnięcia, więc uważam, że gdyby takich osób było 4-5, to turniej spokojnie zasłużyłby na ocenę 5/5.

Niestety, nasza dzielna drużyna nie pokazała niesamowitego skilla, którym lubi chełpić się w naszym łódzkim piekiełku i większość z nas uplasowała się w środku tabeli.

Tak czy siak - w przyszłym roku bardzo chętnie odwiedzimy Wrocław !

Battlerepy:

1. Vs CSM- Angron czy jakoś tak

Landek z Abbadonem
3 oblitów
defiler
2x5 csm + rhinosy
laszer
duży demon

Po długim oczekiwaniu na początek turnieju, miałem wielką ochotę sobie postrzelać. Kolega, z którym grałem, w momencie kiedy wziąłem jego rozpiskę do ręki, powiedział "e, nic takiego, klimaciarz jestem". Tutaj zapaliła się czerwona lampka Razz
Graliśmy autorską anihilację z dawn of war. Wygrałem rzut, więc postanowiłem wyjść 1wszy, żeby w 2 turze futrować już bez night fighta ze wszystkiego, co mam. Kolega nie wystawił na stole nic na samym początku. Wyszedłem swoimi ludkami, piesze flamery zostawiłem w rezerwach. Gdy kolega się wystawił, postanowiłem spróbować wysadzić mu landka command squadem w vendettcie, którą wysłałem do przodu. Niestety, chłopaki słabo się sprawili i wbili tylko weapon destroyed, a landek jechał dalej. Potem systematycznie karmiłem abbadona śmieciowymi gwardyjskimi jednostkami, futrując w co cenniejsze jednostki z drugiej połowy stołu Vendettą, HWT oraz Hydrą. Pestek było jednak trochę za mało i abbadon z 2ma świniakami zaczęli niszczyć po kolei moje oddziały. Koniec końców, abbadon nabił sobie ostatnie 2 rany sam, rozstrzelałem jego berków, zniszczyłem landka, ale podstawiwszy się źle pod CSM straciłem moje scorujące cel drugorzędny jednostki.

8:12 dla CSM (którzy w ostatniej bitwie grali na 1 stole, więc kolega dawał radę)

2. vs Michałku (Demony - sam khorne)

2x4 Bloodcrushers
2x Bloodthirsters
5x8 Bloodletters

Graliśmy Recon - scorują oddziały w deployu przeciwnika. Wygrałem rzut o rozstawienie i pozwoliłem demonom zagrać 1wszą turę, żeby wiedzieć co się dzieje. Na początek spadły na mnie 2x4 Crushery i świniaki. Postanowiłem oddać jedną flankę, a zdominować drugą, widząc, że jedne z crusherów są bardzo blisko bocznej krawędzi. W moim strzelaniu zniszczyłem więc oddział crusherów panoszący się w środku i nabiłem 2 rany na jednym z thirsterów. Przeciwnik zamiast się trochę rozciągnąć, postanowił wyczyścić najpierw tą flankę, którą ja postanowiłem mu zostawić, a dopiero później myśleć dalej. Efekt tego był taki, że jego oddziały męczyły się ze śmieciami, gdy moja 1 Vendetta uciekła poza zasięg jego szarży, z 1 unitem troopsów (zrzucając go blisko deploya przeciwnika), a reszta odciągała świniaki i crushery albo strzelała mu do troopsów/świniaków. Bloodlettery ginęły w zastraszającym tempie od hydry, mantykory, hwt i wychodzących z rezerw flamerów. Ten sam los szybko spotkał thirstery. Rzezi dopełnił DS przedostatniego troopsa letterów obok resztek innego, który został dostrzeżony przez dzielnego inkwizytora i skontrowany 2ma celnymi plackami z mantykory (11/12 letterów umarło). Później zostało już tylko dobijanie i podwożenie vendettami troopsów do deploya przeciwnika.

22:0 dla mnie


3. vs Kard (Eldarzy)

Eldrad + 5 warlocków
3x wraithlordy
1x avatar
3x3 guardian bikers
3x10 guardians

Graliśmy scenariusz, gdzie dodatkowe punkty należą się graczowi, który pod koniec bitwy ma więcej troopsów na stole. Wygrałem rzut o wystawienie, a Karol nie zdołał ukraść inicjatywy. Kard wrzucił wszystkie troopsy w rezerwy, żeby na koniec mieć ich jak najwięcej na stole. Zacząłem od wypestkowania warlocków i eldrada, którzy nie mieli nic do powiedzenia bez swoich magicznych sztuczek. Niestety dalej poszło trochę gorzej, bo musiałem skupiać się na eliminacji troopsów w momencie, kiedy szły do mnie 4 monstrousy. Udało mi się wypestkować 3, niestety monstrousy nie chciały umrzeć i wyrżnęły dużo moich biednych gwardzistów. Całość wyglądała jak pojedynek strzelecki z niewielkim kopaniem leżących na sam koniec. Efekt tego był taki, że zostało nam na stole tyle samo troopsów, a Kard stracił niewiele więcej VP. Obaj mieliśmy secondary.

12:12

4. Vs Krysiak (Orks)

5x Noby na motorach + boss (full wypas)
4x11 trukk boyzów
19 gretchinów
2 kopty
1x big squiggoth
10x lootas

Bazy z dodatkowym objectivem na środku stołu. Krysiak wygrał inicjatywę i ruszył ostro do przodu, szczególnie, że zapomniałem wystawić chyba połowy armii, którą zdecydowałem wyjść z rezerw. Niestety dla Łukasza, Noby napotkały skondensowany ostrzał z lasek, w którym zginęły 3. Psykerzy obniżyli im też liderkę do 3, ale Krysiak rzucił 2 !! Kopty, które zamiotły mi 2 oddziały piesze też zostały ubite. W tym samym czasie rozpuszkowałem 2 trukki i już wiedziałem, że przynajmniej część Orków będzie miała słabo. Noby uparły się na PBS i infantry squad, ale kontra je wykończyła. Potem nastąpiła ostra wymiana w okolicach mojego znacznika - oddziały wchodziły, ubijały, a potem ginęły od rekontr i rerekontr. W tym czasie Krysiak kontrolował gretchinami swój znacznik i ten na środku. Zmieniło się to dopiero po wejściu calliduski z automatu, która zawinęła gretchiny, utłukła 4 i zagoniła je, odbierając Łukaszowi 2 bardzo ważne znaczniki. W jego ostatniej turze, Krysiak desperackim ruchem zajął pozostałym oddziałem boyzów środkowy znacznik, który zacontestowałem boostującą vendettą, a ja z kolei, zdołałem odbić swój. Udało mi się też zrobić secondary objective, dzięki uprzejmości Krysiaka, który mi o nim przypomniał Smile

14:8 dla mnie

5. vs ............... (Gwardia)

5x command squad z 3x sniper rifle, oficer floty
9x PBS + chimera
2x infantry squad + autocannony
5x PCS z 4 flamerami w chimerze
2x veci (chimery 3/3 melty/flamery)
inki z tarotem
2x2 hydry
1x vendetta
platforma z mantykorą

Klasyczne seize ground. Wygrałem rzut o zaczynanie i od razu wypestkowałem 2 hydry i vendettę. Kolega musiał od tego momentu przeć ostro do przodu, co mu się nawet udawało, bo niszczył mi po 2 pojazdy/turę (szczególnie ze względu na niesamowicie celną w tej bitwie mantykorę i strasznie pestkujące hydry). Tymczasem moje strzelanie nic nie robiło przez 3 tury jego hydrom, a pod koniec nie miałem wyboru i musiałem się skupić na piechocie scorującej. Wyszło na to, że po prostu strzelał lepiej (chociaż mogłem w sumie oszczędniej grać swoimi troopsami). Pod koniec mało co mi zostało.

5:15 dla kolegi o nieznanym nicku Razz


Webdesign by zembol (C) 2010 - Webmaster: zembol - Pytania, wnioski, aktualizacje @ zembol